Menu Zamknij

Wariat i hipokryci

Data ostatniej modyfikacji 2024-02-20 przez srubkazywiec

Ze zdziwieniem i niepokojem przyjąłem do wiadomości informację o krytycznej ocenie naszej pracowitości. Postawa nasza została poddana krytyce w kontekście zbytniego poświęcania swego czasu i uwagi obowiązkom służbowym. W zatroskaniu nad naszym oddaniem pracy dopatrywać się możemy troski o poczucie naszej wolności. Każda praca obszar wolności osobistej ogranicza. W pracy animatora kultury, w kreowaniu nowych ludzkich postaw, poczucie wolności animatora kultury jest wręcz niezbędne.

Zastanawiając się nad tak zazanczonym przez zwierzchników problemem, próbuję doszukać realnej  troski o nasz nadzwyczajny stosunek do obowiązku pracy. Dlatego też być może takie postawy naszych zwierzchników są uzasadnione. Szkoda jednak, że w ten proces zadumania nad losem zapracowanego animatora kultury zakradła się, jakby mimo woli kpina. Od dawna wiemy, że człowiek, jego postawa i aktywność twórcza w otaczającej nas rzeczywistości, dla jego mocodawców nie ma żadnego znaczenia. W przestrzeni, gdzie pieniądz odgrywa pierwszoplanową rolę, animatorzy kultury traktowani są jak nawiedzeni naiwniacy zdolni pracować za przysłowiową garść ryżu.
    Czas kolejnych prezentacji grup inspirowanych zaprzeszłym folklorem, to okres tuż po świętach Bożego Narodzenia. Z inspiracji mocnych przeżyć religijnych i na potrzeby własnych interpretacji otaczającego świata w zaprzeszłych już czasach, powstał cały obszar obrzędowości ludowej, w której liturgia kościoła przeplatała się z magią czasów przedchrześcijańskich. W świecie galopujących przemian ekonomicznych, społecznych czy politycznych do niedawna stosowane pojęcie folkloru uległo deprecjacji. Wielokrotnie jestem świadkiem coraz odważniej prezentowanych, krytycznych opinii odnoszących się do XIX wiecznego pojęcia folkloru, znaczenia tego wyrażenia we współczesnym świecie. Coraz częściej zastanawiamy się, czemu służy całe zjawisko utożsamiane z tzw. „dzisiejszym folklorem”. Zdaniem współczesnych antropologów kultury, folklor występuje obecnie w postaci plotki, jako zamiennika nieistniejącego dialogu społecznego, zastępując niezbędną w społeczeństwie obywatelskim, wymianę opinii i poglądów. Plotka zastępuje również nie spełniające swojej roli, środki masowej komunikacji, takie jak na przykład prasa lokalna.
    Powoli, aczkolwiek nie na skalę zadawalającą powstają, z wykorzystaniem internetu, nowe witryny informacyjne. Są to jednak początki i w większości witryny te w dalszym ciągu odpowiadają na zapotrzebowanie bardziej lub mniej ujawnianych, politycznych mocodawców. Z obserwacji zachowań społecznych wnioskuję, że jest jeszcze za wcześnie, by w sposób otwarty, merytoryczny i bez zbędnej agresji wymieniać poglądy, prowadzić merytoryczną dyskusję przy pomocy tego nowego medium. Z problemem tym borykają się nie tylko lokalne media, ale i witryny o zasięgu globalnym.
    Pracownicy odpowiedzialni za rozwój tego obszaru aktywności obywatelskiej, posługują się plotką, jako narzędziem walki z nie do końca uświadomionym zagrożeniem intelektualnym, degradując w ten sposób swych współpracowników. Magia przystająca działaniom twórczym winna w naszej pracy stwarzać miejsca niezwykłe, w których mieszkańcy zechcą spędzać pożytecznie i twórczo swój wolny czas, kreować swoją twórczość. Miejscem magicznym winna być każda z samorządowych placówek kultury, miejscem, w którym chętnie spędzamy swój wolny czas, miejscem w którym spotykamy swych przyjaciół, miejscem w którym łatwiej otwieramy się na drugiego człowieka.. Jednakże współcześnie o magii możemy dowiedzieć się z codziennych rozmów pracowników sfery kultury, który niemal zaklinając rzeczywistość projektują swoją najbliższą przyszłość, eliminując z obszaru zawodowej  aktywności konkurencyjnie postrzeganych ludzi twórczych. Nie stosują obrzędowości związanej z magią laleczki Wu – du, ale w intencjach są bliscy takiego postępowania. Owładnięci strachem związanym z niewiedzą o meritum swej pracy, próbują wyprzedzająco atakować osoby z wieloletnim stażem i profesjonalnym wykształceniem.
    Niepokojącym wręcz zjawiskiem jest oskarżanie animatorów kultury o powszechnie zauważalny niski poziom potrzeb kultury lokalnych środowisk, zapominając, że wartość tego zjawiska zależy przede wszystkim od osobistych kwalifikacji kulturowych wszystkich mieszkańców, w tym również nie dostrzegających potrzeby finansowania kultury – decydentów. Trudną jest sytuacja, w której wiedza merytoryczna animatorów kultury nie stanowi podstaw funkcjonowanie w społeczeństwie. Towarzyszące nam współczesne przemiany społeczne i kulturowe mogą być źródłem zadziwiających postaw i działań. Od czasów hiszpańskiego malarza Francisca Goi, schyłku XVIII wieku wiadomo, że „gdy rozum śpi, to budzą się demony”.
    Minione formy folkloru w sposób dla mieszkańców określonych siedlisk tłumaczyły sobie i swym współplemieńcom zjawiska towarzyszące sferze duchowej ówczesnego życia. W tradycyjnych obrzędach minionej epoki zauważamy postacie symboliczne określające stosunek do „obcego” Żyda i Cyganki, w sposób przewrotny uosobionej śmierci, czy niosącego szczęście kominiarza. Natomiast współcześnie stosując żywą i dość jednoznacznie negatywną emocję w stosunku do osób obcych intelektualnie, posiadający własny system wartości, własny sposób postępowania, wielu pracowników sfery kultury posługuje się stereotypami i uproszczeniami wynikającym z powszechnej niewiedzy. Wygodną postawą dla współczesnych, pozwalającą dostosować się do coraz to nowych układów społecznych czy politycznych jest relatywizm i powszechnie występująca hipokryzja. Tłumacząc własne niepowodzenie, poszukuje się równie magicznych przyczyn własnych niepowodzeń, kreując wizerunek człowieka winnego tychże niepowodzeń –  postaci „kozła ofiarnego”. Obcy dla wielu nam współczesnych określany jest w sposób wartościujący negatywne – jest po prostu wariatem.
    Cieszę się jednak, że żyjemy początkiem XXI wieku, bo gdyby przyszło mi funkcjonować w rzeczywistości średniowiecza, powędrowałbym w tej sytuacji, decyzją współplemieńców, na stos. Żyjąc natomiast wśród plemion pierwotnych Australii, obserwowanych przez prof. Bronisława Malinowskiego, stanowiłbym wkładkę mięsną w diecie ludożerców.
    Dlaczego tyle niejasności w opisywaniu przestrzeni kultury? Wszystkim niemal wydaje się, że jest to obszar łatwy do opisania i kreowania własnych przekonywujących opinii. Z dużym niepokojem obserwuję zachowania klienckie w obszarze kultury przeniesione z obszaru rynku i biznesu. Przychodzimy, żądamy i kupujemy. Mamy do wyboru całe spektrum ofert. Im bardziej zaawansowane intelektualnie propozycje, tym bardziej oddalone terytorialnie od naszego miejsca zamieszkiwania. I to nie tylko w kategoriach odległości mierzonej wzorcem metra. To również kłopoty intelektualne mierzone stopniem zrozumienia, a raczej niezrozumienia oferty. Wielu klientów kultury pozostaje na poziomie namiastek, zwanych też kulturą popularną i wiedzą potoczną. Kisiel estetyczny, krochmal intelektualny, papka i zmiksowane wartości to powszechnie poszukiwany towar na rynku kultury.
    Kiedy w Żywcu następował kolejny etap dezorganizacji powstałych przyczółków obywatelskiej aktywności nie zgodziłem się z nieprzemyślanym również niezrozumiałym dla samych kreatorów, zaprezentowanym modelem. Promotorzy tych rozwiązań odwoływali się jedynie do konieczności zorganizowania powszedniego dostatku i obfitości ich oferty kulturalnej. Był to model targowiska próżności określony przeze mnie supermarket kultury.  I po latach opisanie to się sprawdziło. Zamiast w ofercie kulturalnej serwowanej szynki wokół dominuje pasztetowa. Poprzez pryzmat modelu supermarketu kultury postrzegana jest kadra pracowników kultury. To dla wielu odpowiedzialnych za ogólny obraz sfery kultury samorządowej sprzedawcy czy kasjerzy w supermarkecie z zapełnionymi nijakością intelektualną, półkami. Na zajęte przez starych pracowników miejsce, można postawić nowych, mniej wymagających i bardziej spolegliwych. To niewielka szkoda, gdyż jedynie nowi pracownicy rzadziej będą wymieniać pampersy. Nie liczą się wiedza, umiejętności czy doświadczenie.
    W moim przekonaniu kultura zawsze niesie za sobą tworzenie miejsc magicznych, obszarów, w których czujemy się bezpiecznie. Miejsca magiczne to gwarancja spędzenia twórczego swojego wolnego czasu. O miejsce, w którym spotkamy równie wrażliwych i kreatywnych ludzi o poczuciu godności i wolności. Bo do procesu intelektualnego tworzenia niezbędna jest poczucie wolności. Wolności, jako wyrazu zdolności samoograniczenia. Miejsca magiczne to również szacunek dla naszych indywidualnych predyspozycji twórczych. O tym jakby z racji merytorycznej niewiedzy – bardziej lub mniej celowo zapomniano. Bo jakżeby obszary zaliczane do  miejsc magicznych mogły funkcjonować w sytuacji, gdzie niemal wszystko może być przedmiotem transakcji finansowej. Dlatego miejsca magiczne to jednak taki obszar, który nie mieści się w zakresie pojęciowym celebrytów pop-kultury. To również rownież dalekie jest od wzorów określanych z pozycji sklepikarza. Miejsce magiczne to czas na zatrzymanie się i refleksję w oszalałym wyścigu szczurów. To konieczność zrzucania maski i cyrkowego makijażu.
    W sytuacji opisywanej przez skrzeczącą rzeczywistość, wolę być zwariowanym animatorem kultury niźli jak ci, którzy w swoiście pojęty sposób stygmatyzują moją osobę, noszącymi baldachim – hipokrytami. Po części też rozumiem niepokoje moich interlokutorów – jak nieznośnie być sobą.

Włodzimierz Zwierzyna

Opublikowano wArtykuły, Po godzinach

Podobne wpisy