Menu Zamknij

Różaniec i „pasterka”

Data ostatniej modyfikacji 2024-02-20 przez srubkazywiec

w poszukiwaniu „kozła ofiarnego”

Wbrew tytułowi nie będzie to o kościele katolickim i jego liturgii. Będę wspominał wydarzenia związane z politycznym postrzeganiem skomplikowanej rzeczywistości. Oczywiście było to prezentowanie postaw ówczesnej władzy politycznej wobec postaw młodych ludzi. Wiele współczesnych sytuacji przypomina mi zachowania władzy „tamtej władzy”.

W latach 60 – tych pracowałem jako mechanik w dziale głównego mechanika Fabryki Śrub w Żywcu. Nagle, jak grom z jasnego nieba, pewnego dnia spadło na mnie wezwanie do Komitetu Zakładowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Był to rok 1968 wielce znamienny dla historii Polski. Nie zdawałem sobie sprawy, że również dla mojego życiorysu. A jednak?
Wszedłem. Za stołem prezydialnym sekretarze tegoż komitetu: I sekretarz – Janusz P., II – sekretarz – Michał B. i III sekretarz – Aniela W. Polecono mi usiąść na krześle po drugiej stronie tegoż stołu. W kącie pokoju usiadł mój szef – inż. Tadeusz S. Zaczęło się przepytywanie. Ale przed tym zarzut. To Wy jednego wieczoru w Klubie rozwieszaliście różańce w Klubie zakładowym. Zbaraniałem. O jakie różańce i ich rozwieszanie chodziło. W pośpiechu przypomniałem sobie, że w październiku ubiegłego roku, wieczorem zawiesiłem leżącą na podłodze koronkę do modlenia na stojącym w kącie sali, wieszaku. Powiedziałem o tym fakcie. Ale przesłuchującym to było za mało. Stwierdzili. Przyznał się do jednej a tak naprawdę na pewno było więcej. Kolejny zarzut skierowany pod moim adresem dotyczył próby wykorzystania kamer filmowych 8 mm będących na stanie Amatorskiego Klubu Filmowego „Nakrętka” do filmowania w kościele liturgii mszy świętej „pasterki” w kościele w Sporyszu. Oczywiście był to donos zupełnie pozbawiony logiki. Tak też starałem się wytłumaczyć przesłuchującym mnie sekretarzom. Tłumaczyłem, że gdyby nawet był z naszej strony taki plan, był on bezsensowny ze względu na słabe oświetlenie wnętrza kościoła i niską czułość posiadanej przez nas taśmy filmowej. Wyjaśnienia moje nie zostały przyjęte jako wiarygodne. Oskarżony został domniemany zamiar. Jeszcze większym dla mnie zaskoczeniem była postawa II sekretarza Michała B., który dociekając jedynie jemu znanej prawdy nie mógł nazwać mszy świętej, o której była mowa a sprawowanej o północy w Boże Narodzenie, w każdym z kościołów katolickich w Polsce. Zaskoczony byłem jego poziomem amnezji, gdyż wcześniej, wielokrotnie w swojej aktywności parafianina dostępował on zaszczytu dźwigania baldachimu w czasie procesji rezurekcyjnej czy Bożego Ciała. Spokojnie starałem się mu przypomnieć tę nazwę. Przyjęto te wyjaśnienia bez emocji. Starałem się też przekazać nasz zamiar wykorzystania kamer filmowych w okresie świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku do „nakręcenia” żywieckich dziadów – „jukocy”. Wytłumaczenie moje pozostało bez odpowiedzi. Przez kolejne dwa dni trwały „moje przesłuchania” w lokalu Komitetu Partii. Na dzień trzeci przesłuchanie kontynuowano w Klubie. Na zakończenie stwierdzono, że za mało włączam się z całym Klubem Filmowym w prace całego Klubu Robotniczego, której kierowniczką była pani Alicja P., żona I sekretarza Janusza P. Postawiono też nam warunek, że bez takowej współpracy nie będziemy mogli prowadzić działalności w Amatorskim Klubie Filmowym „Nakrętka”.
W Klubie czynna była kawiarnia i sala telewizyjna. Próby teatru odbywały się w przerwach aktywności erotycznej damsko – męskiej instruktora i pani kierowniczki.  Degradacja działalności kulturalnej musiała być uzasadniona czynnikami zewnętrznymi, gdyż pani kierowniczka, Alicja P., żona I sekretarza PZPR w Fabryce Śrub musiała być poza wszelkimi podejrzeniami. Sekretarz musiał mieć „swego” człowieka w Klubie, który przy każdej okazji zamieniono w miejsce powszechnej, politycznie i społecznie akceptowanej, pijatyki. W tym czasie w Klubie pracował zastępca pani Alicji, Jan G. Nie mieścił się on w sferze zainteresowań damsko-męskich pani Ali. Jan G. stworzył swoją damsko – męską alternatywę. O godzinie 22.00, pani Ala zamykała z namaszczeniem podwoje Klubu. I w tym momencie, niemal natychmiast w pomieszczeniach Klubu rozpoczynał się drugi rozdział jego funkcjonowania. Jan G. posiadając drugi komplet kluczy, otwierał pomieszczenia Klubu, udostępniając go wybranej grupie młodzieży, która nocną porę wykorzystywała na realizację gier hazardowych (karty, bilard) o wysokie, jak na owe czasy stawki finansowe. Młodzi nie pozostawali na tych uciechach. Często w nocnym klubie gościły dziewczyny, które za przysłowiową bułkę oddawały się erotycznym i zbiorowym uciechom.  Było to jednak dość elitarne działanie w którym i alkohol nie był obcym uzupełnieniem zbiorowej zabawy. Zamknięta grupa realizująca ten rodzaj nocnej aktywności od czasu do czasu prezentowała nocne przeżycia swym rówieśnikom, pozostającym poza grupą „wybranych”.
W tej sytuacji, my sami podjęliśmy jednoznaczną decyzję – wycofujemy się ze współprace z tak funkcjonującym Klubem Robotniczym. Poświęciliśmy swą ledwo rozbudzoną pasję na rzecz obrony własnego honoru. W pracy zawodowej trudno było nam cokolwiek zarzucić, tym bardziej, że nasi zwierzchnicy pozytywnie wyrażali się o nas. Bo tak naprawdę, to chodziło o wyręczanie się nami w działalności Klubu Robotniczego przez panią kierowniczkę, żonę sekretarza. W tym przesłuchiwaniu zapewne mocodawcom chodziło o wystraszenie nas.
Nam pozostało wtedy odwiedzać miejscowe kawiarnie i spożywać artykuły tam oferowane. Nie za długo, gdyż nadszedł rok 1970. Sekretarz został pozbawiony swej funkcji. Mnie zaproponowano nowe rozwiązanie zawodowe.
    Sekretarz Janusz P. przez długie lata naprawiał lodówki. Aniela W. wyjechała na pewien czas do stanów Zjednoczonych, ag Dy wróciła okazała swe nowe aktywności w sferze „nawracania” niewiernych na łono jednej z funkcjonujących wspólnot wyznaniowych. Michał B. nadal nosił baldachim pracując gdzież na wydziałach fabryki śrub. Pani Alicja P. oddała się działaniom „artystycznym” spełniając rolę menadżera jednej z chałturniczych grup „artystycznych” województwa katowickiego.
Mnie zaproponowano nowe rozwiązanie zawodowe. Powrót do Klubu był okupiony wieloma bardzo nieprzyjemnymi przeżyciami. Postępowanie zdominowane młodzieńczymi marzeniami nie uwzględniało brutalnych realiów współczesności. Ale to już nowy i wcale nie tak optymistyczny, nie kończący się rozdział mojego życia.

Włodzimierz Zwierzyna

Opublikowano wArtykuły, Po godzinach

Podobne wpisy