Data ostatniej modyfikacji 2024-02-20 przez srubkazywiec
Już na dobre towarzyszy nam jesień. Nawet ostatnie przebłyski słońca w okresie kolejnego długiego weekendu nie zmniejszyły naszej tęsknoty do wiosennych czy letnich doznań w przyrodzie. Człowiek w swym życiu dąży do wzorów i rozwiązań najsympatyczniej identyfikowanych z naszymi doznaniami. I proces ten trwa nieprzerwanie i wciąż. Tym też motywowany w stwarzaniu przyjaznego otoczenia, człowiek podporządkowuje sobie otaczające go środowisko. Czy jednak proces „obłaskawiania” przyrody przez człowieka przebiega w sposób logicznie przemyślany?
Człowiek, jako jedyne z żywych stworzeń na ziemi zasłynął w tym procesie ze swojej pazerności. Podporządkowanie otaczającego nas środowiska następuje żywiołowo i wbrew logice. W swych zapędach władczych to właśnie człowiek dąży do osiągania większych, niż mu to jest potrzebne do przeżycia, środków. W ostatnim okresie rozwoju społecznego, w czasie szalejącego neoliberalizmu, bogaci w dobra materialne stali się jeszcze bardziej bogatsi, zostawiając na marginesie życia tych wszystkich którym nie dane było być bogatym. Opisania zachowania człowieka towarzyszą prymitywnym grupom społecznym i ich patologicznemu systemowi wartości. Zadziwiającym jest, że społeczeństwa zabiegające o miano dojrzałych społeczności o wielowiekowej kulturze, same sięgają po obce humanistycznemu oglądowi świata, mechanizmy wolnorynkowe w całej ich rozciągłości. Dysponenci dużych, prywatnych zasobów finansowych, nazywani popularnie „biznesmenami” próbują już od lat, sferę kultury i twórczości wprzęgać w mechanizmy wolnorynkowe. Pod pretekstem sponsorowania kultury biznesmeni lokują swój kapitał w gromadzone dzieła sztuki. Zbiory dzieł sztuki przestają być dobrami kultury a staja się walorami finansowymi na rynku dzieł sztuki. Na poziomie nam dostępnym zjawisko to występuje w przypadku gromadzenia książek w domowych biblioteczkach, często kupowanych „na metry” odpowiadające długości posiadanych pólek w domowych regałach, w oprawnych w skórę woluminach. W ten sposób zgromadzony zbiór będzie przecież fragmentem wystroju wnętrza naszego salonu. Kolejne ułomne zjawisko edukacji kulturalnej towarzyszy obyczajowi nowobogackich związanego ze zwiedzaniem świata. Problem w tym, że swoje wrażenia ograniczają do smakowania lokalnych potraw i napojów oraz wspominania najciekawszych miejsc na zasadzie przeglądania obrazów komputerowych zarejestrowanych przez „wypasiony” aparat fotograficzny najnowszej generacji. Tylko tyle pozostaje w pamięci rzekomo wyedukowanego uczestnika egzotycznych wypraw. Wszystko co nas otacza, wszędzie gdzie przebywamy coraz częściej wręcz żąda się od nas postaw pozornego uczestnictwa w kulturze, deklaratywnych zachowań wobec twórców czy animatorów kultury. Bo zapewne wszyscy, w imię humanistycznych ideałów, chcieliby być ludźmi kulturalnymi. Niektórzy radni samorządowi wręcz roszczą sobie pretensje do bycia twórcą bądź organizatorem kultury. To takie przyzwyczajenie, a może lepiej określając, pozostałość minionych czasów. Ksiądz prof. Józef Tischner stan świadomości naszych współmieszkańców zawierał w określeniu – „homo sovieticus”. Bo niby już jesteśmy otwarci na świat, to tak naprawdę brakuje nam podstawowego wyróżnika człowieka kulturalnego – otwartość na drugiego człowieka. Wszystko, co wielu z ambitnych, ale zaślepionych hasłami wolnorynkowymi, za wszelką cenę uczestniczących w powszechnym wyścigu szczurów, zapominają o podstawowym warunku funkcjonowania kultury – dialogu twórcy z dziełem sztuki i z kolei z odbiorcą. To drugi człowiek musi być adresatem naszych działań. Tworzenie dla drugiego człowieka wymaga pokory wobec samego siebie, wobec swego interlokutora. Dlatego wszelkie relacje pomiędzy „światem polityki”, nawet tej gminnej, a sferą szeroko pojętej kultury tworzą fałszywy obraz naszej „podrabianej” kultury. I dlatego też tak dużo wśród nas pospolitych hipokrytów.
Włodzimierz Zwierzyna