Data ostatniej modyfikacji 2024-02-20 przez srubkazywiec
Kiedy przed kilku laty popełniłem tekst „Smak krochmalu” mówiący o niewydolności lokalnej prasy spotkałem się ze świętym oburzeniem niemal wszystkich zainteresowanych. Jeden z redaktorów z tego powodu popełnił nawet dość agresywny, wobec mnie, tekst. Oczywiście nikt z zainteresowanych nie przyznał się do braku obiektywizmu prezentowanych na łamach czasopism, informacji. Dziś jestem świadkiem jeszcze bardziej skrupulatnego realizowania kreowania wirtualnej informacji ku pożytkowi właścicieli czy dysponentów.
Logicznym dla mnie jest fakt, że każdy wydawca (czytaj właściciel) ma prawo do formułowania informacji wg własnego systemu wartości. Nie zwalnia to jednak z obowiązku dociekania prawdy. W miejsce dotychczas prezentowanej rzeczywistości pojawiło się zjawisko przemilczania faktów. Nie byłoby też w tym obyczaju nic nagannego, gdyby dotyczyło jedynie prywatnych wydawnictw. Groźnym natomiast staje się zjawisko prezentowania w sposób wybiórczy jedynie słusznych z punktu widzenia interesów sprawujących władzę propozycji ze sfery kultury. Zjawisko to towarzyszy od początków mojej działalności. W minionych czasach manipulacja informacją było działaniem politycznym wpisanym w zadania propagandowe służące umacnianiu obowiązującego systemu sprawiedliwości społecznej. Zaszłości zapisane w świadomości wielu ludzi w sposób niemal automatyczny wpływają na postawy współczesnych redaktorów. Tak skonstrułowany model postępowania w przeszłości nazywano cenzurą. Obecnie, kiedy w całym kraju rozgorzała dyskusja na temat uzależnienia mediów od interesów właścicieli i wydawców, należy zwrócić uwagę na wszechobecnie funkcjonujący model lokalnej cenzury.
Zakres współczesnych nam niedomówień jest o wiele większy niż w minionym okresie historycznym gdyż sięga również internetu. Szczęściem w tych gonitwach prasowych jest ten sam wspomniany internet i możliwości odniesienia się na innych, bardziej niezależnych stronach do panującego zjawiska. Koncesjonowanie informacji rozpoczyna się na poziomie urzędów gmin czy miast. Do tego celu coraz częściej powołuje się rzeczników prasowych, którzy w profesjonalny sposób czynią z informacji towar, często z niewidoczną opaską „ocenzurowano”. I na ten pakiet wiedzy często nabierają się dziennikarze innych publicznych mediów. Najczęściej dla tzw. „świętego spokoju”. To nic, że przekazania informacja od samego początku miała jedynie wprowadzić tzw. „szum informacyjny”. Najważniejsze, że decydenci, autorzy przekazywanych, koncesjonowanych informacji osiągną swój krótkotrwały sukces. Po fakcie, kiedy czytelnik zorientuje się, że przekazana informacja miała wymiar dezinformacji, już nikt nie domaga się sprostowania lub dodatkowej informacji. Takie działanie skierowane jest głównie do przeciętnego i mało dociekliwego czytelnika, któremu obojętnym jest nawet takie przekłamanie, „człowiek pogryzł psa czy pies pogryzł człowieka”. Ważne że doszło do pogryzienia.
Co pewien czas zbliżają się igrzyska dla ludu, kolejna kampania wyborcza, która dostarczy nam jeszcze więcej informacji bez pokrycia, obietnic bez chęci ich realizacji. Bo przecież w takim postępowaniu nie jest ważnym, czy mówi się prawdę, czy kłamie się „w żywe oczy”. Ważny jest efekt końcowy – wygrane wybory i zagarnięcie wszystkiego co można. Wyćwiczeni w powszechnym przekłamywaniu i przemilczaniu niewygodnych, często bardzo pozytywnych informacji doskonalą swój warsztat w codziennym „zawracaniu kijem Wisły”. I chociaż często przemilczane informacje niosą ze sobą ładunek pozytywnych odniesień, to są pomijane na wszelki wypadek. Takie postępowanie wynika jeszcze z jednego powodu. Jest nim niewiedza o prezentowanych działaniach i towarzysząca jej obawa o próbę „wpuszczenia w maliny” oficjalnych ośrodków dyspozycji informacji. Szkoda tylko, że jednoznaczna postawa naznaczania informacji – cenzury, jest zastępczą formą prowadzonego dialogu. Ale komu współcześnie czas na rozmowę, na podmiotowe traktowanie drugiego człowieka? Najważniejsze są chwilowe sukcesy prowadzące do realizacji swego prywatnego celu.
Mieszkańcy, co pewien czas wzywani do spełnienia swego obywatelskiego obowiązku mogą z pokorą przyjmować przedstawiane, koncesjonowane prawdy dla dobra całej populacji. Czytając przedstawiany nam zestaw informacji doznaję raz po raz “deja vu” i coraz ostrożniej spozieram na otaczającą mnie rzeczywistość. Przekraczanie barier jest wpisanie w życiorys człowieka kreatywnego. Tylko, że są bariery, których przekroczenie wiąże się z lądowaniem w zupełnie innej rzeczywistości. Na takie rozwiązanie nie dam się nabrać. Nawet z udziałem najbardziej zręcznych rzeczników prasowych zajmujących pozycję szamanów rzeczywistości czy usłużnych dziennikarzy prasy lokalnej, która na codzień przypomina mi konsystencję krochmalu, by w przypadku edycji kolorowych wydawnictw, przypominać kisiel.
Włodzimierz Zwierzyna