Data ostatniej modyfikacji 2024-02-20 przez srubkazywiec
Wiosenna frustracja jaką niosą współczesne nam zjawiska towarzyszące sferze kultury samorządowej, skłoniła mnie do refleksji nad przyczynami takiego stanu rzeczy. Może odszukanie podobnych, lecz o wiele wcześniej stosowanych metod zarządzania grupami społecznymi czy narodami pozwolą mi wytłumaczyć sobie przedłużający się okres działania „na jałowym biegu” w sferze kultury. Na początek trochę historii.
Dziel i rządź (łac. Divide et impera) – stara i praktyczna zasada rządzenia polegająca na wzniecaniu wewnętrznych konfliktów na podbitych terenach i występowaniu jako rozjemca zwaśnionych stron. Jako pierwsi zastosowali ją Rzymianie na półwyspie Apenińskim (podpisywali umowy między podbitymi ludami, zwanymi odtąd “sprzymierzeńcami”, a sprzymierzeńcom nie wolno było podpisywać umów między sobą, przez to prowincje nie mogły się zjednoczyć aby pokonać Rzymian). Przykład: bitwa na Polach Katalaunijskich.
Zasadę tę stosowano także w sprawach wewnętrznych państwa. Czynili tak już cesarze rzymscy, ale jednym z najlepszych przykładów był król Francji Ludwik XIV, który wygrywał ambicje jednych ministrów przeciwko innym, by żaden z nich nie zajął zbyt silnej pozycji i stał się dla monarchy niezastąpionym. Ogólnie rzecz biorąc jest to taktyka silniejszych i zwierzchnich ośrodków władzy, które bronią swej pozycji osłabiając walkami opozycję. We współczesnych, demokratycznych systemach politycznych zasada ta jest postrzegana negatywnie, ze względu na jej destrukcyjne efekty i antysolidarystyczne oblicze.
Miał być przełomem inicjującym przemiany i wprowadzającym w życie nowe mechanizmy funkcjonowania kultury. Przełomu nie było. Nie było interesujących dyskusji i rzeczywiście nowatorskich propozycji tematycznych nie usłyszeliśmy od najbardziej wtajemniczonych. Po staremu egzystencja materialna kultury wróciła do „normy”. A normą jest system folwarczno – klientelny. Rozdział funduszy na kulturę zależny od upodobań, gustów a często niekompetencji ekip aktualnie sprawujących władzę.
Błąd, moim zdaniem, tkwi zarówno w ludziach jak i w mechanizmach, do których od lat się przyzwyczailiśmy, i które zamknąć można w prastarej dewizie: dziel i rządź. Ludzie, przyzwyczajeni do wegetacji w dawnym systemie, w dalszym ciągu stosują opłacalną zasadę: ”bierny, mierny, ale wierny”. Dość cekawe zjawisko potwierdzające moją obserwacje iż zasady sprawowania władzy wcale się nie zmieniły, to i ludzie dostosowali się do panującego systemu. W kulturze zjawisko to dotyczy zarówno animatorów jak i uczestników działań kulturalnych.
Wniosek jest taki: to nie środowiska kulturalne tak naprawdę zaczęły mieć wpływ na to, co dotyczy żywotnych interesów kultury, lecz fałszywa potrzeba misji kulturalnej niektórych grup administracji lub tzw. „działaczy – radnych” samorządowych. To oni dla zapewnienia sobie gwarancji bezpiecznego odgrywania głównej roli w kulturze, doprowadzają do sytuacji w której na próżno szukać dialogu, refleksji na kultura samorządową. Zapomniano o jednym, a bardzo znaczącym fakcie. Zarządza się przedsiębiorstwem, kulturę przede wszystkim trzeba tworzyć! Trzeba stwarzać warunki do tego, by promować najcenniejsze zjawiska kulturalne, by mogły istnieć i rozwijać się najbardziej kreatywne instytucje kultury. Jeśli władze będą w dalszym ciągu uzurpować sobie prawo oceny wydarzeń kulturalnych wyłącznie wedle własnych gustów będzie to ze szkodą dla życia kulturalnego miasta i regionu. Od tego jest publiczność i profesjonalni recenzenci. Od tego są profesjonaliści przygotowani do sprawowania swych funkcji w omawianych dziedzinach życia społecznego. Rolą samorządowców i urzędników jest zaś uważnie słuchać tych głosów, starać się je rozumieć i zwalczać wszelkiego rodzaju klientelizm, który jest plagą nie tylko egzystencji kultury!
Gorzko brzmi mój głos, ale jestem zmęczony formą zarządzania kulturą, wydeptywaniem tzw. ścieżek, arogancją lub ignorancją urzędników. Moja wielka nadzieja pokładana w samorządności raz po raz załamuje się w starciu z siermiężnością dnia codziennego.
Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia, wydaje mi się, że nasza demokracja jest w istocie jedynie fasadowa, nie oznacza prawdziwego wyboru, nie jest związana dostatecznie z realną wolnością, zakwestionowała równość i w ogóle nie obchodzi jej braterstwo. Dlatego być może niektórzy uważają, że te wartości lepiej pozwoli zrealizować państwo autorytarne.
Włodzimierz Zwierzyna