Menu Zamknij

Być pariasem 1)

Data ostatniej modyfikacji 2024-02-20 przez srubkazywiec

Nie będzie to kontynuacja wprost moich wspomnień, a jedynie fragmentarycznie nawiążę do zaprzeszłych wydarzeń, po to, by nawiązać do powtarzającej się sytuacji beznadziei dla uczciwych a wręcz w tej uczciwości, naiwnych ludzi. Wielokrotnie zwracałem uwagę na otaczającą nas rzeczywistość. Można powiedzieć, że jest coraz piękniej. Inni stwierdzą o powszechnej niemożności. Będą też tacy, którym jest o wiele łatwiej korzystać z dóbr doczesnych nas otaczających. Po prostu takie jest życie. Determinizm nakazywałby pozostać tu i teraz. To postawa chętnie preferowana przez grupę osób dysponujących pieniędzmi lub władzą albo obiema dobrami łącznie.

Obszar kultury od zawsze posiłkował się mecenatem bogatych lub przyzwoleniem społecznym „sprawujących władzę” np. w imieniu ludu. Wtłoczona w struktury wszechobecnej władzy, kultura z jej całym dobytkiem, tak naprawdę ma dwa wyjścia. Uczestniczyć w wyścigu szczurów, służąc współczesnym władcom dusz, lub będąc mniej lub bardziej wolnym od wszystkich politycznych uzależnień pozostać pariasem. To współcześni decydenci skazują na wegetację i marginalizację ludzi, którzy starają się być niezależnymi. Od wieków wiadomym jest, że osiąganie wolności okupione jest ograniczeniem ekonomicznych profitów.
    Sprawujący władzę raz po raz grożą nam palcem przypominając o naszym miejscu w szeregu. Sam się spotykam z ciągłymi połajankami odbierającymi nam prawo do bycia sobą, do wyrażania własnych sądów i opinii. Czynią to zapewne już z przyzwyczajenia wyniesionego jeszcze z poprzednich okresów historycznych. Wiadomym jest, że w tym zakresie niewiele się zmieniło. No może oprócz kolorów sztandarów naszych pryncypałów. Mentalność pozostała na tym samym poziomie. Przypomina sobie zaprzeszłe czasy w których sfera kultury najczęściej przypisywana była ośrodkom zakładowym gromadzącym duże grupy pracownicze. W największych ośrodkach udawało się uzyskiwać jakiekolwiek efekty artystyczne, ale okupione jednoznaczną identyfikacją polityczną. Małe ośrodki służyły jako część działań socjalnych z naciskiem skierowanym na alkoholową degradację załóg pracowniczych. W zakresie uzyskiwanych dochodów pracownicy kulturalno – oświatowi mieścili się w najniższych zakresach siatki płac. I w tych obszarach niewiele się zmieniło. Oczywiście upadający przemysł polski wtłoczony w bezwzględną grę rynkową pozbył się czym prędzej wszelkich miejsc przynoszących ekonomiczne straty. I w tym sposobie postrzegania również nie dokonano żadnych przewartościowań.
    Jakże mogę czuć się w społeczności lokalnej, gdzie przez lata stosowano wobec mnie narzędzia społecznej degradacji. W zaprzeszłych czasach, pracując w strukturach zakładowych, będąc młodym człowiekiem niewiele miałem do stracenia, biorąc pod uwagę wszelkie negatywne uwarunkowania tej pracy. Ciągłe „podpadanie” upolitycznionym pryncypałom stało się dla mnie prozą życia. Przypominam sobie groźbę zwolnienia mnie, kiedy to po zupełnej klapie uświęconej ideami zwykłej lecz okazjonalnej pijatyki odbywającej się pod hasłem : „Spotkanie  metalowców dobrej roboty powiatu żywieckiego” były przewodniczący zakładowego ZSMP – Grzegorz J. z całą zaciekłością atakował mnie za ten wilki blamaż. Na marginecie tenże Grzegorz J. i współcześnie stara się odgrywać mniej lub bardziej ważne role w tragifarsie współczesności. Powracając do wątku z tamtych czasów, to przecież nie chodziło o rzeczywiste dowartościowanie, rzeczywiście dobrze wykonujących swą pracę robotników, a kolejne spotkanie „przy flaszcze” zakupionej ze środków związkowych czy zakładowych. A to, że przy tej okazji serwowano alkohol młodym, wręcz młodocianym muzykom z zespołu, to już mniejsza o to. Ważne, że ci rzekomi „przodownicy pracy” nie otrzymali od nas kwiatów, a ciągle odpadający tynk na Sali widowiskowej i tym razem nie zawiódł. Opadł ów tynk na przedstawicielkę Zarządu Okręgowego Związku Zawodowego Metalowców – Okręgu krakowskiego – Stanisławę D. Zostałem i wtedy posądzony o skuteczną dywersję tak wzniosłej imprezy. Sytuacja z odpadającym tynkiem w sali widowiskowej Klubu powtarzała się wielokrotnie, gdyż wynikała z występujących zjawisk popartych prawami fizyki, odparzania grubej warstwy tynku od betonowego podłoża. Jednak nikt nie przyjmował do wiadomości przyczyn tego zjawiska. Tynk w świadomości przełożonych wykazywał cechy aktywności politycznej atakującej słuszne idee i postulaty pryncypałów. I wtedy jakby świadomie mogłem przyjmować dość lekceważący stosunek tychże do mnie i mojej pozycji ekonomicznej – do moich zarobków, które wyrażały moje rzeczywiste miejsce w systemie koteryjno-politycznych uwarunkowań przedsiębiorstwa, jakim była Fabryka Śrub. Zastanawia mnie jednak fakt, że po wielu latach, rzekomych zmianach politycznych moje miejsce jest w tam gdzie jest, czyli w samym końcu beneficjentów systemu, a ci, którzy podówczas pouczali i karcili mnie za moją wręcz niechętną postawę wobec inicjatyw robotniczych – partyjnych, stają znowu w pierwszych szeregach elity dokonującej przeobrażeń, głównie majątkowych naszej rzeczywistości. Zastanawiam się ilekroć można by powtórzyć ten eksperyment skutecznych przeobrażeń.
    W obecnej mojej sytuacji zawodowej, kiedy dysponuję stosunkowo dużą wiedzą teoretyczną potwierdzoną odpowiednimi dyplomami i doświadczeniem praktycznym, mógłbym mieć nadzieję na spokojne kreowanie nowej, nowoczesnej rzeczywistości, będąc równocześnie zadowolonym z osobistej sytuacji materialnej. Nie występują przecież formalne przeszkody do przyznanie odpowiadających zarówno wykształceniu jak i wiedzy odpowiednich stawek wynagrodzenia. Jak więc można rozwijać się w procesie samoedukacji, kiedy z wypłaty starcza na wegetację. A gdzie książki, drogie podręczniki akademickie, zakupy na własny użytek coraz to doskonalszego sprzętu audio-wideo? W tej sytuacji można jedynie zamknąć się w obszarze własnej prywatności, a w pracy administrować kulturą. I o to, jak mniemam chodziło moim zwierzchnikom wówczas, gdy organizowano spotkania ludzi dobrej roboty i teraz, gdy szczytem popularności jest dowolna impreza tzw. „estradowa” z dużą ilością alkoholu w tle. Mnie tamte i obecne wzorce edukacji kulturalnej nie odpowiadały i nie odpowiadają, choć muszę w tej atmosferze wegetować.
Pozostaję pariasem nowej rzeczywistości. Pozostawiony na łaskę moich zdolnych pryncypałów mogę jedynie uskarżać się lub przeklinać. Można mi zarzucić, że cechą ludzi inteligentnych jest zdolność do przystosowywania się do nowej rzeczywistości. Można i tak. Tylko chciałbym zapytać, czy w tym wyścigu po udziały majątkowe zostaje coś z człowieczeństwa. Chyba nic. Bo i wtedy pod sztandarami ludzi dobrej roboty i teraz w liberalnym systemie społeczno politycznym, najważniejsze jest to, co mamy dla siebie. W sytuacji, gdy kolory sztandarów i daty manifestacji zmieniono wyłącznie dla kamuflażu.
1) Parias – człowiek niższej kasty, wyrzutek, człowiek wzgardzony, nędzarz.

Włodzimierz Zwierzyna

Opublikowano wArtykuły, Po godzinach

Podobne wpisy